Palestyńscy demonstranci machają Hamasem i jego flagami narodowymi podczas protestu przeciwko zabójstwu wyższego rangą funkcjonariusza Hamasu Saleha Al-Arouriego w Bejrucie, w mieście Aroura na Zachodnim Brzegu. Zdjęcie/AP
Przywódca libańskiej milicji Hezbollah powiedział, że jego grupa musi zemścić się po rzekomym izraelskim nalocie, który w tym tygodniu dotknął dzielnicę Bejrutu, w wyniku czego zginął wyższy rangą urzędnik Hamasu, w przeciwnym razie cały Liban będzie narażony na izraelski atak.
Hassan Nasrallah wydawał się opowiadać się za udzieleniem pomocy narodowi libańskiemu, nawet gdyby groziło to eskalacją walk między Hezbollahem a Izraelem. Nie wyjaśnił jednak, w jaki sposób i kiedy bojownicy się przemieszczą.
Nalot, w wyniku którego zginął zastępca przywódcy politycznego Hamasu, Saleh Al-Arouri, zagroził wielomiesięcznym wysiłkom Stanów Zjednoczonych, aby zapobiec eskalacji wojny w Gazie w konflikt regionalny.
Nasrallah powiedział, że był to pierwszy izraelski atak w stolicy Libanu od 2006 roku.
Dodał: „Nie możemy milczeć w sprawie naruszenia tej powagi, ponieważ oznacza to, że cały nasz lud będzie narażony (na celowanie). „Wszystkie nasze miasta, wsie i osoby publiczne zostaną zdemaskowane”.
Dodał, że konsekwencje milczenia są „znacznie większe” niż ryzyko związane z odpowiedzią.
Wraz z przybyciem do regionu sekretarza stanu USA Anthony'ego Blinkena napięcie rośnie na wielu frontach. Irakijczycy są wściekli po tym, jak amerykański nalot zabił przywódcę milicji w Bagdadzie. Tymczasem Stany Zjednoczone usilnie starają się powstrzymać ataki wspieranych przez Iran rebeliantów Houthi w Jemenie na statki handlowe na Morzu Czerwonym.
W Gazie Izrael zamierza ograniczyć ofensywę wojskową w północnej Strefie Gazy i kontynuować brutalny atak na południu, obiecując zmiażdżyć Hamas. Na południu większość z 2,3 miliona mieszkańców Gazy została stłoczona na mniejszych obszarach w wyniku katastrofy humanitarnej, a jednocześnie nadal jest ofiarą izraelskich bombardowań z powietrza.
Od początku wojny w Gazie Hezbollah wystrzelił rakiety i pociski w kierunku północnego Izraela, wywołując zacięte bombardowania ze strony IDF w niemal codziennych wymianach transgranicznych.
Wydawało się, że po strajku w Bejrucie front libańsko-izraelski znalazł się w krytycznym momencie, mogącym przerodzić się w wojnę totalną.
Jednak Hezbollah powstrzymał się od dramatycznej eskalacji w obawie przed powtórką wojny między obiema stronami w 2006 roku, podczas której izraelskie bombardowania spowodowały rozległe zniszczenia w Libanie.
Nasrallah powiedział, że szczegóły odpowiedzi Hezbollahu „zostaną ustalone na polu bitwy”. Nie wdawał się w szczegóły.
Strajk w Bejrucie nie jest jedyną rzeczą, która grozi szerszą wojną między Izraelem a Libanem.
Izraelscy urzędnicy zagrozili podjęciem większej akcji wojskowej przeciwko Hezbollahowi, jeśli ten nie wycofa swoich bojowników z terytorium Libanu w pobliżu wspólnej granicy.
Izrael twierdzi, że wycofanie się – wezwane na mocy rozejmu ONZ z 2006 r., ale nigdy nie zrealizowane – jest konieczne, aby zaprzestać ataków i umożliwić dziesiątkom tysięcy Izraelczyków powrót do domów, które opuścili w pobliżu granicy.
Nasrallah przechwalał się ewakuacjami, mówiąc, że po tym, jak Izrael zmusił Libańczyków do ucieczki podczas poprzednich konfliktów, Hezbollah robi teraz to samo wobec Izraelczyków, wywierając presję polityczną na rząd.
Nasrallah powiedział, że transgraniczne ataki Hezbollahu mają na celu zdystansowanie sił izraelskich od Gazy, a jedynym sposobem na ich powstrzymanie jest „powstrzymanie agresji na Gazę”.
Izrael twierdzi, że jego celem jest zniszczenie zdolności militarnych Hamasu i odsunięcie go od władzy w Gazie po ataku tego ruchu na południowy Izrael z 7 października, w którym zginęło około 1200 osób, w większości cywilów, a około 250 innych zostało porwanych.
Według Ministerstwa Zdrowia Strefy Gazy w izraelskim ataku na Gazę zginęło ponad 22 600 osób, z czego ponad dwie trzecie stanowiły kobiety i dzieci. Statystyki ministerstwa nie rozróżniają ludności cywilnej i kombatantów.
Duża część północnej Gazy – najbardziej zurbanizowanej części tego małego obszaru – została zrównana z ziemią w wyniku bombardowań i walk. Większość jego mieszkańców uciekła na południe, dołączając do mieszkańców, którzy również zostali w dużej mierze wypędzeni ze swoich domów. Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Humanitarnych, znanego pod akronimem OCHA, ryzyko głodu rośnie z dnia na dzień.
Atak naziemny grozi większymi zniszczeniami na południu, zwłaszcza w mieście Khan Yunis, które jest głównym polem bitwy.
Nagranie zostało wyemitowane Al Jazeera Pokazał zniszczenia w centrum Khan Yunis. Żaden budynek na placu Sonya w centrum miasta nie pozostał nietknięty. Część budynków została zrównana z ziemią, inne uległy częściowemu zniszczeniu lub spaleniu.
OCHA twierdzi, że w tym tygodniu niemal codziennie dochodziło do nalotów na szpital Al Amal w Khan Yunis i szpital prowadzony przez Palestyński Czerwony Półksiężyc, w wyniku których zginęło dziesiątki osób.
Tymczasem izraelskie bombardowania trwały w całym regionie. Władze szpitala podały, że co najmniej 13 osób zginęło w wyniku zniszczenia budynku mieszkalnego w obozie dla uchodźców Maghazi w środkowej Strefie Gazy.
W Rafah, najbardziej wysuniętej na południe części Strefy Gazy, krewni i przyjaciele opłakiwali ciała sześciu osób, w tym trójki dzieci, które zginęły w nocnym nalocie na dom.
Suhad Al-Darbash, którego siostra zginęła w nalocie, powiedział, że właściciel domu ewakuował się z domu w obawie, że stanie się celem, ponieważ pracuje jako pracownik rządowy w administracji kierowanej przez Hamas w Gazie, podobnie jak tysiące innych osób w Strefie. Powiedziała, że kiedy wczoraj wieczorem przyszedł odwiedzić dom, doszło do nalotu. Zmiażdżyła siostrę, która mieszkała na parterze.
Byli to cywile, niewinni ludzie, którzy nie mieli z niczym nic wspólnego. Nawet cel, który pochodził z Hamasu, był urzędnikiem państwowym. Co zrobił złego?” – powiedział Al-Derbashi.