Klip wideo pokazuje grupę antytalibańskich bojowników ruchu oporu zbierającą się w mauzoleum słynnego przywódcy partyzanckiego Ahmada Szacha Massouda. Wideo / AP
Grupa afgańskich tłumaczy, którzy służyli w siłach Nowej Zelandii i przesiedlili się do Nowej Zelandii po służbie, obawia się teraz, że pozostawieni członkowie rodziny mogą zostać zabici w atakach zemsty ze strony talibów.
Nowa Zelandia przesiedliła 44 tłumaczy ustnych i byłych pracowników afgańskich wraz z 96 członkami najbliższej rodziny od 2012-2014.
Ale wszyscy ci tłumacze mają rodziny, które przeżyły w Afganistanie, mówi Reza Khadem, rzecznik Stowarzyszenia Weteranów Afgańskich Tłumaczy.
Teraz kraj po raz kolejny wpadł w ręce twardogłowych talibów i istnieją rozpaczliwe obawy, że ich życiu grozi niebezpieczeństwo.
Khadem mówi, że od 2017 roku próbują przekonać członków rodziny – w tym rodziców i rodzeństwo – do dołączenia do nich w Nowej Zelandii w ramach kategorii wsparcia dla uchodźców.
Tylko kilka ze zrozumiałych wniosków zakończyło się powodzeniem.
Inne wnioski pozostają nierozstrzygnięte, chociaż niektóre są w systemie od czterech lat, a Khadim zwraca się bezpośrednio do ministrów, nawet premier Jacindy Ardern w zeszłym tygodniu.
„Jesteśmy dumni z tego, co zrobiliśmy [working with New Zealand] I patrząc na szerszy obraz odbudowy naszego kraju. „Wcale tego nie żałujemy” – powiedział 37-letni Khadem.
„Ale w tamtym czasie wiedzieliśmy też, że będzie to miało konsekwencje – i teraz widzimy tego konsekwencje”.
Khadem z zadowoleniem przyjmuje kroki mające na celu ratowanie innych tłumaczy i afgańskich cywilów, którzy znajdują się w niebezpieczeństwie z Kabulu.
Samolot wojskowy NZDF wykonał już misję miłosierdzia na stołecznym lotnisku.
Jest „bardzo wdzięczny”, że udało mu się przenieść do Nowej Zelandii, aby rozpocząć nowe i bezpieczne życie.
Tu urodzili się jego synowie i życie było dobre.
„Ale członkowie naszej rodziny są w niebezpieczeństwie” – powiedział Khadem.
„Niektórzy uciekli w góry, inni zmienili miasta”.
Większość rodziny mieszka w Kabulu i prowincji Bamyan, gdzie żołnierze nowozelandzcy stacjonują od prawie dwóch dekad.
Pojawiły się doniesienia o bojownikach talibskich idących od drzwi do drzwi z „czarnymi listami” i polegających na informatorach, aby znaleźć osoby, które współpracowały z siłami USA i NATO, a także były doniesienia o zabójstwach.
Jako tłumacze chodzili z nowozelandzkimi żołnierzami i oficerami na niebezpieczne patrole, napadali na składy broni, aresztowali podejrzanych rebeliantów talibskich i uczestniczyli w spotkaniach plemiennych.
Ich działalność była dobrze znana w społeczności.
„Wszyscy wiedzą, co robiliśmy, a teraz wiedzą [Taliban] — Wróciłem pod kontrolę — powiedział służący.
Przywództwo talibów głośno twierdziło, że nikt pracujący z siłami zagranicznymi nie będzie celem ataków odwetowych.
Ale sługa tego nie kupuje.
„To twierdzenie o przebaczeniu lub ułaskawieniu jest moim zdaniem po prostu błędne” – powiedział.
„Historia dowiodła, że Talibowie znani są z odwetu i odwetu”.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Handlu (MFAT) pomogło w ostatnich dniach ponad 200 osobom w Afganistanie, ale ostrzegło, że jego zdolność do pomocy osobom poza lotniskiem, gdzie sytuacja jest bardzo niestabilna, jest ograniczona.
Premier Jacinda Ardern powiedziała w poniedziałek, że okno na ewakuację ludzi z Afganistanu jest „niestety bardzo ograniczone”.
„Pomimo naszych nieustających wysiłków nie możemy zagwarantować, że będziemy w stanie pomóc wszystkim poszukującym ewakuacji” – powiedziała.
„Monitorujemy sytuację i nadal pilnie współpracujemy z naszymi międzynarodowymi partnerami na rzecz bezpiecznego powrotu Nowozelandczyków i tych, którzy wspierali Nową Zelandię”.