Nie tylko cena ropy naftowej spadła, ale także dolar nowozelandzki zyskał w tym miesiącu w stosunku do dolara amerykańskiego. Zdjęcie / Getty Images
Opinia:
Cena ropy Brent spadła w zeszłym tygodniu poniżej 76 USD – spadek o 12 procent w ciągu zaledwie kilku dni.
Cena ropy spada od miesiąca
W momencie pisania (w piątek) od początku listopada spadł o około 25 procent.
W szczytowym momencie, po inwazji na Ukrainę, wynosił 123 dolary.
To dobra wiadomość dla tych, którzy martwią się inflacją, chociaż nie jest to pozytywny znak, jeśli bardziej martwisz się recesją.
Oznacza to, że pomimo dużych ruchów geopolitycznych (takich jak nowe rosyjskie restrykcje naftowe i oznaki ponownego otwarcia chińskiej gospodarki), obawy przed globalną recesją w przyszłym roku wygrywają wojnę nastrojów rynkowych.
Recesja jest zła, ale inflacja jest obecnie najpilniejszym problemem, więc w sumie to dobra wiadomość.
Na początek oznacza to, że będziesz miał przerwę, kiedy zatankujesz w ten weekend.
Nie tylko cena ropy naftowej spadła, ale także dolar nowozelandzki zyskał w tym miesiącu w stosunku do dolara amerykańskiego.
To przekłada się na tańszą krajową benzynę. I żeby być uczciwym, ceny wydają się spadać w Nowej Zelandii.
To, czy spadają wystarczająco szybko i wystarczająco daleko, jest co najmniej dyskusyjne.
Ale to skomplikowane równanie i nie zamierzam dziś wchodzić w dyskusję o cenach konsumenckich.
Najbardziej interesuje mnie to, co ceny ropy mówią o sytuacji gospodarczej na świecie.
Pomimo naszego pragnienia, aby być mniej zależnym od towarów, ropa jest nadal tak podstawowa dla ceny wszystkiego, że pozostaje dobrą miarą.
W niektóre tygodnie, jak ten, który właśnie minął, mam obsesję i sprawdzam rynek ropy z częstotliwością, którą zwykle rezerwuję dla Test Cricket.
Zapewnia natychmiastowy, przypominający tablicę wyników, obraz epickiej bitwy między siłami inflacyjnymi i deflacyjnymi.
To bardziej przypomina oglądanie batów Black Caps o remis na wolnej bramce niż slogfest Twenty20 – ale to jeden z moich ulubionych krykieta.
Podobnie jak w przypadku krykieta, szanse mogą się diametralnie zmienić w ciągu kilku minut w przypadku załamania się mrugnięcia lub serii dużych uderzeń w granicę.
Jeśli spojrzymy na akcje, spadek z zeszłego miesiąca można określić jako bessę, a ostatni tydzień jako krach.
Wciąż mówimy o szokach naftowych – termin ten odnosi się do pierwszego skoku, który naprawdę wstrząsnął światem w 1973 roku.
Ale potrzeba trochę więcej, aby zaszokować obserwatorów rynku ropy.
Podejrzewam, że powodem, dla którego lokalni ekonomiści nie rzucili się do znacznego spadku cen ropy, jest to, że może to nie trwać długo.
Oczywiście trend mógł się zmienić do czasu, gdy to czytasz.
Wielka chmura wisząca obecnie nad wszystkimi rynkami towarowymi to Chiny.
Gdyby chińska gospodarka wcześniej się załamała, spowodowałoby to odnowienie popytu na ropę i każdy inny towar, co ponownie podniosłoby ceny.
To musi się kiedyś stać. To ostatni cios inflacyjny, którego świat nie może uniknąć.
Liczy się wyczucie czasu, a wolniejsze ożywienie gospodarcze w Chinach pozwoli bankom centralnym na utrzymanie inflacji pod kontrolą w ciągu najbliższych kilku miesięcy.
Do tego czasu prawdopodobnie będziemy w recesji, a powrót chińskiego popytu byłby mile widziany.
Jeśli otworzy się szybciej, wpływ na światowe ceny towarów może sprawić, że inflacja będzie trudniejsza do pokonania.
Niezależnie od tego, jeśli mamy do czynienia z większą presją inflacyjną, zdecydowanie lepiej jest zacząć od niższej bazy dla cen ropy.
Ale to nie fakt, że ropa spadła o ponad 20 procent w ciągu ostatniego miesiąca, zszokował mnie.
Z pewnością nie chodziło o to, że koncerny naftowe wydawały się nieco spóźnione z obniżką cen detalicznych.
To, co mnie zszokowało, to to, że znalazłem felieton, który napisałem o cenie ropy tym razem osiem lat temu.
W grudniu 2014 pisałem również o poważnym krachu cenowym.
„Świat jest w szponach nowego szoku naftowego. Szok polega na tym, że ceny spadają. W zeszłym tygodniu ropa naftowa na krótko spadła poniżej 70 dolarów za baryłkę. To o około jedną trzecią taniej niż w czerwcu. Ceny wróciły do poziomów, które nie były obserwowany od września 2010 r., kiedy po GFC popyt wciąż pozostawał w stagnacji”.
Przy cenie 70 USD za baryłkę wtedy i 75 USD za baryłkę w piątek ceny nie były aż tak bardzo różne, ale świat był w zupełnie innym miejscu.
To niesamowite, jak ważny może być kontekst dla danej ceny w dowolnym momencie. Łatwo zapomnieć, jak realne były obawy przed deflacją kilka lat temu.
W 2015 r. cena ropy nadal spadała – do około 60 USD za baryłkę.
Była to recesja, która wywarła tak dużą presję deflacyjną na krajową gospodarkę, że Bank Rezerw musiał cofnąć trzy poprzednie podwyżki stóp procentowych.
Jest nadzieja na tego rodzaju szok deflacyjny w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Nie rozwiąże to wszystkich naszych problemów inflacyjnych, ale będzie ogromną pomocą.
Nagle zbywalna inflacja, taka, jaką importujemy z zagranicy, będzie bliska zeru.
Dzięki temu zyskamy cenny czas na wolniejsze ochładzanie lokalnej gospodarki. Stopy procentowe nie musiałyby być aż tak wysokie, a problemy związane z przywróceniem równowagi gospodarczej nie musiałyby być tak dotkliwe.
Dlatego będę obsesyjnie obserwował rynki ropy przez kilka następnych miesięcy – przynajmniej wtedy, gdy nie będzie krykieta.