Zażegnaliśmy recesję i minęliśmy falę Omicrona, ale jeśli chodzi o ekonomię, nie zapominajmy, że jesteśmy dopiero w połowie drogi do końca naszej dawki leków na receptę. Obraz / 123RF
Opinia:
Nowa Zelandia osiągnęła w zeszłym tygodniu ważny kamień milowy, gdy zrezygnowaliśmy z najnowszych publicznych ograniczeń na dużą skalę mających na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się Covid-19.
Również gospodarczo świętowaliśmy koniec ery covid z czym
Powinna to być ostatnia partia danych GDP, której bezpośrednio dotyczy wirus.
PKB w II kwartale wyraźnie odbił się od fali Omicron (wzrost o 1,7 proc.), a turyści wracali z pomocą i stagnowali na przełęczy.
Dobra wiadomość.
Ale recesja czy nie, nie da się obejść spowolnienia gospodarczego, z którym przyjdzie nam się zmierzyć w nadchodzących miesiącach.
Niestety niedobory siły roboczej i podwyżki cen nie ustępują wraz z liniową progresją wskaźników infekcji Covid.
To dlatego, że wciąż toczy się epicka bitwa między siłami inflacji i deflacji.
A to skomplikowana sprawa, ponieważ te moce są w rzeczywistości częścią tego samego potwora.
Kiedy jedna strona zyskuje przewagę, natychmiast dodaje siły drugiej.
Dlatego też, gdy USA ogłaszają wyższą niż oczekiwano inflację, rynki spadają, bo to oznacza, że potrzebne są wyższe stopy procentowe… co oznacza, że spowolnienie gospodarcze może być głębsze, co oznacza niższe ceny surowców (w tym ropy), co łagodzi presję jest wyłączony z inflacji, co oznacza, że wyższe stopy procentowe mogą nie być potrzebne, powodując wzrost rynków…
I krąży jak jakieś starożytne greckie przysłowie, którego nie byłem na tyle sprytny, by go zapamiętać i którego nie mogłem znaleźć w szybkim wyszukiwaniu w Google.
Oznacza to, że proste wyzdrowienie nie jest tak naprawdę możliwe.
Krok w tył, dwa kroki do przodu i jeden krok w tył to najlepsze, na co możemy liczyć, dopóki globalna gospodarka w końcu nie powróci do równowagi.
To daje nam swobodę czerpania pociechy ze złych wiadomości o spowolnieniu gospodarczym lub martwienia się o jej ożywienie w mniej więcej takim samym stopniu.
To jest coś, co powinno zadowolić oba plemiona na arenie politycznej – na pewno nie brakuje opinii i debaty.
Było to widoczne w głównym pytaniu postawionym przez dane o PKB z zeszłego tygodnia.
Czy było za mocne? Czy właśnie zwróciła uwagę na większe ryzyko inflacji i potrzebę podwyższenia stóp procentowych przez Bank Rezerw?
Tak wierzyli ekonomiści z ASB i ANZ i podnieśli swoje progi prognoz dla oficjalnej stopy pieniężnej odpowiednio do 4,25 i 4,75 procent.
Ale inni sugerowali, że jest wystarczająco dużo złych wiadomości ekonomicznych, aby były uspokajające.
Konsumpcja gospodarstw domowych spadła w ciągu kwartału o ponad 3 procent, co może dać Bankowi Rezerw pewne poczucie, że podwyżki stóp zaczynają mu szkodzić.
Niezależnie od tego, Bank Rezerw Nowej Zelandii miał już optymistyczną prognozę wzrostu o 1,8 proc. na kwartał, więc 1,7 proc. nie powinno zakłócić prognozy stóp.
Ostatecznie rynki finansowe ruszyły z danymi.
Ale ci, którzy obawiają się, że krajowe dane są nadal zbyt mocne, mogą trochę oderwać się od nowego raportu Banku Światowego, który nakreślił bardzo ponury obraz globalnych perspektyw na przyszły rok.
Raport stwierdza, że nawet „umiarkowany cios w gospodarkę światową w przyszłym roku może doprowadzić ją do recesji”.
Pobieżne spojrzenie na światowe strony informacyjne wystarczy, aby podkreślić wiele rzeczy, które może zapewnić ten „umiarkowany cios”.
Wojna europejska, ciężka pogoda i dziwny kąt braku Covid-19, w którym Chiny się podniosły.
Stagnacja chińskiego wzrostu gospodarczego stanowi poważne zagrożenie dla Nowej Zelandii, ponieważ poważnie zaszkodzi cenom eksportowym podstawowych towarów.
Chociaż, jak wspomniano powyżej, będzie to prawdopodobnie dobra wiadomość dla globalnej inflacji.
W międzyczasie będziemy kontynuować tę samą antyinflacyjną ścieżkę polityki, co Amerykanie.
Oznacza to więcej bólu, który sam sobie zadałeś, ze względu na wyższy wskaźnik tego, co dzieje się na świecie.
Złożoność polega na tym, że – bez względu na to, jak jastrzębi może być RBNZ – jesteśmy całkowicie zdani na łaskę Amerykanów.
Wynika to z globalnej dominacji dolara amerykańskiego.
Kiedy Fed podnosi stopy procentowe, pcha dolara w górę. Co jest dobre w walce z inflacją w USA, co sprawia, że import jest tam tańszy.
Ale to zła wiadomość dla wszystkich innych krajów, w których ich waluty relatywnie tracą na wartości.
Pomimo agresywnego cyklu podwyżek, dolar nowozelandzki spadł w zeszłym tygodniu poniżej 60 centów.
Niektórzy analitycy walutowi uważają, że w najbliższej przyszłości spadnie do około 57 centów.
To sprawia, że nasze koszty importu są droższe i działa przeciwko naszej antyinflacji.
Tak więc, dopóki inflacja w Ameryce nie przyspieszy, a dolar nie spadnie, reszta świata będzie ciężką pracą.
Niestety, oprócz szalejącej inflacji i stagnacji, istnieje trzecie niebezpieczeństwo.
To ożywienie gospodarcze jest aktem równoważenia, w którym zbyt duża równowaga może stanowić problem.
Raport Banku Światowego ostrzega przed „inflacją, której towarzyszy ogólna stagnacja”.
Oznacza to, że istnieje ryzyko, że jeśli decydenci będą zbyt ostrożni, wszystko zatrzyma się tylko wtedy, gdy inflacja będzie nadal zbyt wysoka, aby była komfortowa, ale wzrost byłby zbyt słaby, aby tworzyć nowe bogactwo.
Jest w tym istotny składnik polityczny, ponieważ potrzeba realnego bólu gospodarczego w celu pokonania inflacji jest sprzeczna z ostrożnym podejściem obecnych rządów.
Wyborcy nie lubią problemów ekonomicznych. Nie ma znaczenia, czy są na lewicy, czy na prawicy, nie ma rządu, który chciałby wepchnąć ich kraj w recesję.
Dlatego mamy niezależne banki centralne – by dostarczać niesmaczne leki.
Więc krzyczcie, żebyście pominęli luz, krzyczcie, żeby za nami postawić falę Omicron.
Ale niestety, jeśli chodzi o ekonomię, nie zapominajmy, że jesteśmy dopiero w połowie drogi od przepisanej dawki.