Był człowiekiem bezwzględnym i bezprawnym, ale także leniwym i głupim i nie zależało mu na wyrządzeniu wszelkich szkód, jakie mógł wyrządzić amerykańskiej demokracji.
Donald Tusk, ponownie premier Polski po ośmiu latach sprawowania władzy w Partii Prawo i Sprawiedliwość (PIS) Jarosława Kaczyńskiego, ma przed sobą trudne zadanie. Kaczyński miał dwa razy więcej czasu na zadomowienie się swoich „liberalnych” sojuszników i akolitów w polskich sądach i mediach, a przy tym jest przebiegłym i zagorzałym przeciwnikiem liberalnej demokracji.
Tam, gdzie Trump szuka władzy dla niej samej, nie wykazując żadnego zainteresowania ideologią poza odruchową prawicową orientacją bogatego człowieka, Kaczyńskiego opisuje się jako „chodzący kłębek urazów”.
Podczas gdy Trump nie jest osobą religijną poza formalnymi deklaracjami jakiegokolwiek amerykańskiego polityka, Kaczyński jest pobożnym i głęboko konserwatywnym katolikiem.
Trump nie zna i nie interesuje się historią, ale PiS wtapia się w polską narrację ofiar. Dotował Instytut Pamięci Narodowej na wydawanie setek książek rocznie na temat wrodzonej niegodziwości sąsiadów Rosji i Niemiec. Teraz kontrolowane przez państwo środki masowego przekazu rozpowszechniają tę samą historię.
Nawet Unia Europejska była konsekwentnie potępiana przez PiS jako wróg za „wpychanie” w świętej Polsce takich obrzydliwości jak aborcja i prawa gejów. Wszystko to dobrze współgrało z bazą Kaczyńskiego, tą samą burzliwą bazą kochających Trumpa wiejskich, religijnych, źle wykształconych i lewicowych Amerykanów.
Aby przypieczętować porozumienie, PiS obsypał państwowymi funduszami biednych Polaków, zwłaszcza tych na obszarach wiejskich. Niezły pomysł, rzeczywiście Polska nie jest już biedna, ale w tym przypadku spełniła się znakomicie. „Przygotowujemy się do długiego marszu” – mówił Kaczyński w 2018 roku. „Potrzebne są nie dwie, ale trzy okresy”.
Jego celem jest głęboko konserwatywna i katolicka Polska, gdzie partia rządząca (PiS) kontroluje rząd, sądy i media. Przed wyborami w październiku ubiegłego roku, gdy BIS prowadził w sondażach i zbliżał się do trzeciej kadencji, marzenie Kaczyńskiego wydawało się spełniać – ale BIS wyborów nie wygrał.
Zdobyła więcej głosów niż jakakolwiek inna partia (37%), ale żadna inna partia nie chciała z nią wejść do sojuszu. Prezydent Andrzej Duda, członek BIS, dał swojej partii jeszcze dwa miesiące na udawanie, że chce koalicji (w rzeczywistości dzień i noc gości odłamy).
Donald Tusk został w środę zaprzysiężony na premiera, ale stoi przed ogromnym zadaniem, gdyż media, sądy i służba publiczna są obecnie całkowicie zdominowane przez nominacje PiS. Więcej czasu i umiejętności będzie wymagało rzeczywiste przywrócenie bezstronności nominatów z partii koalicyjnych, niż zastępowanie ich wspólnikami PiS.
Co ważniejsze, Tusk poznał dwie najważniejsze zasady wyborów w Europie XXI wieku. Zasada nr 1: Każdy chce państwa opiekuńczego. Nawet jeśli instynktownie jesteś konserwatystą fiskalnym (jak Dusk), nie dotykaj ich świadczeń, bo zostaniesz surowo ukarany przez wyborców.
Zasada 2: Wychowaj młodzież. Zaufaj młodzieży. Jeśli zmusisz ich do głosowania, wygrasz, ponieważ tak naprawdę nie lubią mowy nienawiści. Zostawcie religię, płeć, nacjonalizm, rasizm i ksenofobię populistom, ponieważ ich główni wyborcy was nie słuchają.
Rzeczywiście, populiści już to wiedzą. Nie tracą czasu na przekonywanie opinii publicznej do czegokolwiek. Koncentrują się na zachęceniu wybranej grupy demograficznej do głosowania oraz zniechęcaniu, odradzaniu lub odradzaniu niewłaściwej grupy demograficznej.
Dlatego PiS zapowiedział, że 600 000 polskich wyborców mieszkających za granicą przeznaczy swoje głosy na różne dzielnice Warszawy, a wszyscy i tak będą musieli głosować na jedną z trzech prodemokratycznych partii opozycyjnych. (Młodsi ludzie są na tyle odważni, aby wyjechać do dużych miast lub za granicę.)
Partie opozycyjne powiedziały jednak swoim miejskim zwolennikom, że jeśli pochodzą ze wsi, powinni zarejestrować się i głosować w swoich rodzinnych powiatach na terenach wiejskich w Polsce.
Nie gromadźcie dużych, pozbawionych znaczenia większości w miejskich okręgach wyborczych. Liczcie na to, że młodzi Polacy mieszkający za granicą uzupełnią brakujące głosy i zapewnią przejazdy miejskie, które według PiS byłyby zmarnowane. Używaj swojego tam, gdzie naprawdę się liczy.
Tak właśnie zrobili i zadziałało. Czy młodzi Amerykanie mogą być ostrożni i mądrzy w listopadzie 2024 r.? Zobaczmy.
– Quinn Dyer jest niezależnym dziennikarzem londyńskim.