PEKIN (AP) – polski saneczkarz Mateusz Sochowicz wrócił w tym tygodniu do szpitala Uniwersytetu Pekińskiego, wchodząc do obiektu po raz drugi w tym sezonie.
Pierwsza podróż była po to, aby lekarze mogli zająć się jego ciężko rannymi nogami.
Druga wyprawa miała im podziękować za uratowanie jego olimpijskich nadziei.
„Udowodniłem sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych” – powiedział Sochowicz.
Sochowicz uniknął katastrofalnej kontuzji w Narodowym Centrum Ślizgowym w Yanqing w listopadzie, kiedy uderzył w metalową bramę, która w niewytłumaczalny sposób blokowała tor podczas treningu. Jego lewe kolano było złamane, prawa noga przecięta do kości i prawdopodobnie miał szczęście, że jego obrażenia nie były znacząco gorsze.
Niecałe trzy miesiące później wraca na ten sam tor – gotowy do startu w męskiej imprezie saneczkowej, która rozpoczyna się w sobotę, pierwszym oficjalnym konkursie ślizgowym Igrzysk w Pekinie. Nie jest jednym z medalowych faworytów, rolę, którą zamiast tego zajmą tacy jak Niemiec Felix Loch i Johannes Ludwig, Austriak Wolfgang Kindl, Włoch Dominik Fischnaller i łotewski Kristers Aparjods.
Jest jednak jednym z faworytów wśród swoich rówieśników, po prostu ze względu na to, przez co przeszedł.
„On jest niesamowity” – powiedział Chris Mazdzer z USA Luge.
Nikt nie wie, jak szybko jechał Sochowicz, kiedy doszło do katastrofy listopadowej; rozsądne przypuszczenie, że miałby go gdzieś w pobliżu 60 mph (96 km/h). Sochowicz zdążył zobaczyć, że brama jest zamknięta i próbował – z pewnym powodzeniem – wstać, wyskoczyć z sań i przeskoczyć szlaban.
Ten ruch, nad którym wciąż zachwycają się nawet weterani saneczkarzy, zdecydowanie zmniejszył wpływ jego kontuzji i całkiem możliwe, że uratował mu życie. Międzynarodowa Federacja Luge stwierdziła, że katastrofa była spowodowana „błędem ludzkim”, co oznacza po prostu, że ktoś powinien był upewnić się, że brama jest otwarta za pomocą sań na torze.
„Na samym początku miałem wielką urazę do ludzi, którzy mnie skrzywdzili, ale uznałem, że nikt tego nie robił celowo” – powiedział Sochowicz. „Błędy się zdarzają. Jestem twardy. Poradziłem sobie z tym ”.
Proces odwyku był brutalny. Przez kilka dni po operacji nie mógł chodzić. Zgięcie lewego kolana było niemożliwe. Rany na prawej nodze potrzebowały czasu, by się zagoić. A w obliczu zbliżającej się Olimpiady Sochowicz stwierdził, że brakuje mu cierpliwości.
„Moja historia mogła się skończyć na miejscu wypadku lub może skończyć się szczęśliwie, a ja bym sobie nie wybaczył, gdybym nie spróbował” – powiedział Sochowicz.
Polak zakwalifikował jeden sanie do męskiej imprezy saneczkowej i Sochowicz, mimo ukończonego tylko jednego wyścigu w tym sezonie (dotarł do finału sezonu w St. Moritz w Szwajcarii), wywalczył miejsce.
Więc wrócił do Pekinu. Kilka dni temu został ciepło przyjęty w szpitalu, ponownie spotkał się ze swoim chirurgiem i pozował do kilku uroczystych zdjęć. A na torze Sochowicz zapisuje we wstecznym lusterku wspomnienia z pierwszej wizyty tam.
Bez strachu przejeżdża przez zakręt, w którym doszło do wypadku. Jego powrót dobiegł końca.
„To niesamowite”, powiedział Mazdzer. „Po przejściu tego mogłem sobie wyobrazić powrót w przyszłym roku. Ale to jest jego pierwszy prawdziwy ślad powrotny i to on mógł zakończyć jego życie. Czapki z głów dla niego ”.
___
Więcej Zimowych Igrzysk Olimpijskich AP: https://apnews.com/hub/winter-olympics i https://twitter.com/AP_Sports